środa, 7 listopada 2012

Akt 2

               Czasami musimy coś stracić, aby uświadomić sobie jakie to było ważne. Tak było i w moim przypadku. Gdyby nie ludzka głupota i ciekawość to wszystko nie zaszłoby tak daleko... A najgorsze jest to, że choć tak bardzo żałujesz tego co się wydarzyło czasu już nie można cofnąć. 

               Zacząłem wierzyć, że wszystko wyjdzie po mojej myśli. Pracowałem, w wolnych chwilach odwiedzałem chłopaków. Dodatkowo wspierałem Liama i Dan, którym już niedługo miało urodzić się dziecko. Lekarze mówili, że będzie to dziewczynka. Ma szczęście, że posiada takich rodziców. Zawsze wierzyłem w uczucie, które łączyło tych młodych. To niewiarygodne, jak bardzo mocno mogą się kochać. Byli ze sobą szczęśliwi i akceptowali się w całości. Zawsze marzyłem, aby mieć taką drugą, kochaną osobę... Ale jakoś nigdy nie miałem czasu, aby poświęcić się miłości. Tym bardziej WTEDY, gdy Harry i Niall zakończyli terapię. Musiałem znaleźć im lokum. W mieszkanku Danielle i Payne'a ledwo mieściliśmy się w trójkę. Niedługo miała dojść kolejna, ważna współlokatorka. Myślałem nad wynajmem jakiejś kawalerki. Zamieszkałbym wtedy z NIMI, tymi sierotami, którymi musiałem się zajmować. Był tylko jeden problem... Brak forsy. Pracowałem ile tylko mogłem, wszystko co zarobiłem przeznaczałem tylko na to, co było aktualnie potrzebne. O pożyczce nie było mowy... Z czego bym to spłacił? 

               Akurat wychodziłem z restauracji, w której pracowałem na zmywaku. Kierowałem się w stronę szpitala. Miałem zamiar odwiedzić Zayna, którego stan podobno się pogorszył. Było zimno. Śnieg zasypał miasto. Szedłem przez ulicę w jesiennej kurtce, przetartych do granic możliwości jeansach i starych trampkach. Na głowie miałem brązową czapkę w czarne kwadraty, którą zafundował mi ojciec kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Moja twarz miała kolor jak śnieg leżący na tej ulicy... Innym ludziom na pewno wydawało się, że jestem bezdomny albo coś. Trudno. Przynajmniej nie rozpoznawali mnie już, nie widzieli we mnie tamtego dawnego Tomlinsona. Teraz stałem suię zwykłym człowiekiem, śmieciem, na którego nie warto zwracać uwagi. W pewnym momencie poślizgnąłem się i rozdarłem swoje spodnie na kolanie. Zaklnąłem i siedząc na ziemi odetchnąłem ciężko. Wtedy poznałem Lisę, która pomogła mi wstać. Bardzo przypominała mi moją matkę, za którą bardzo tęskniłem. Przegadaliśmy resztę drogi do szpitala. Opowiedziałem jej moją historię. Ona też dużo mi o sobie powiedziała. Dowiedziałem się, że straciła syna - zmarł w wypadku samochodowym kilka lat wcześniej. Chyba zobaczyła we mnie swoje dziecko, bo od razu zaczęła mnie traktować jak swoje dziecko. Kazała zaprowadzić się do sklepu, kupiła dwie reklamówki jedzenia. Poszła razem ze mną do szpitala, odwiedziliśmy Mulata. To rak. Rak płuc. Starałem się być dzielny i nie płakać, choć łzy same napływały mi do oczu. Czułem, że go tracę... Tracę przyjaciela. 

               W ciągu kolejnych kilku miesięcy wiele się zmieniło. Harry i Niall zamieszkali z Lisą, z którą też bardzo się zżyli. Nie pili, nie palili, nie brali. Wypełniała mnie duma. Irlandczyk zaczął nawet pracę. W sklepie zoologicznym. Danielle urodziła dziecko. Tak jak przypuszczali była to dziewczynka., Zdrowa, silna dziewczynka, której NOWOŻEŃCY - bo młodzi wzięli ślub w urzędzie stanu cywilnego - nadali imię Hope. Z jednej strony wszystko było dobrze, ale z drugiej... Niedługo miał opuścić nas człowiek, którego pomimo wszystkich błędów, które popełnił i jego wad KOCHALIŚMY. 

               Lisa stała się dla nas matką, a my dla niej dziećmi. Zawdzięczałem jej dużo. Zdjęła ciężar z moich barków i zarzuciła go na swoje. Karmiła nas, wspierała, dawała ciepło, którego potrzebowałem zarówno ja, jak i moi przyjaciele. Okazało się, że jest też wyśmienitą opiekunką dla dzieci. Payne'owie skorzystali z jej usług niejednokrotnie. Niewiarygodne było to jak działała na nas wszystkich. Szkoda tylko, że Zaynowi nie dało się już pomóc... 

~*~

               Witajcie! Uporałam się z drugim aktem, ufff. Nie mam teraz dużo czasu na pisanie. Na wakacjach było go znacznie więcej, to chyba oczywiste. Coraz częściej myślę, żeby tego bloga skrócić już do minimum. Trzy akty i koniec śpiewki. Myślę, że więcej nie potrzeba, chcę pozostawić lekki niedosyt, chyba mi się to uda, bo lubię zostawiać moje dzieła niedokończone - celowo. Dzięki wszystkim za wsparcie! Much love! Pozdrawiam. 

Majka,
@MajaMichalska

2 komentarze:

  1. Kochanie!
    To jest cudoooo :D
    Spraw żeby Zayn jednak przeżył :c Nie przeżyje tego *le ryk* :(
    Proszę Cię pisz więcej aktów a nie tylko trzy ^^ Będę bardzo happy :D
    Uwielbiam sposób w jaki to wszystko opisujesz, świetny jest, unikatowy ^^
    Pozdrawiam: Twoja siostra :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne ! :D szkoda ze to takie krótkie..szkoda że z Zaynem jest tak a nie inaczej :( Dobrze że chociaż Louis spotkał 'drugą matkę' Lise która im pomaga... a co do braku czasu to doskonale cię rozumiem :|
    Czekam na akt 3 i mam nadzieję że nie ostatni :) xx

    OdpowiedzUsuń